Przez cztery lata, na przełomie lat 50. i 60. w Chinach prowadzono "Kampanię walki z czterema plagami", mającą na celu podniesienie poziomu higieny przez tępienie szczurów, komarów, much i wróbli. Możemy się domyślać, czemu przewodniczący Mao nie lubił pierwszych trzech gatunków, ale czym mu zawiniły wróble? Według chińskich władz wyjadały ziarno. Chińczycy z zapałem zabrali się więc do eksterminacji wróbli, co przyniosło konkretne efekty. Bez ptaków na polach rozpleniła się szarańcza, a zniszczone zbiory doprowadziły do klęski głodu. "Kampania walki z czterema plagami" jest podręcznikowym przykładem na to, jak zawala się ekosystem pozbawiony jednego składnika.
Dziś ofiarami działalności człowieka padają pszczoły. W Polsce nie stoimy dziś przed takimi problemami jak Stany Zjednoczone, które ostatniej zimy straciły 40 proc. rodzin pszczelich, ale my też mamy swoje wyzwania, np. epidemię zgnilca amerykańskiego, groźnej dla pszczół choroby bakteryjnej. Zapylać rośliny mogą nietoperze, motyle a nawet ptaki, ale to właśnie pszczoły są w tym najlepsze i to one wykonują większość pracy. Są anatomicznie przystosowane do przenoszenia pyłku - dzięki włoskom na ciele transportują go więcej.
Zobaczmy zatem, jak może wyglądać nasze życie w nieodległej przyszłości, bez pszczół. Jest rano, właśnie wstaliśmy, szykujemy się do śniadania. Sięgamy po kawę, ale w puszce z arabiką jest tylko echo - kawowce zapylane są przez pszczoły. To może muesli z jogurtem i owocami? Z muesli zostały nam tylko płatki owsiane. Owies to zboże, a część zbóż obywa się bez pszczół.
Na owoce niestety nas nie stać. W niektórych sklepach da się je kupić - kosztują krocie, bo są zapylane przez ludzi albo drony, tak jak dziś między innymi w Chinach. Naukowcy z Massachusetts Institute of Technology obliczyli, że ręczne zapylenie hektara sadu jabłkowego to koszt rzędu 6-7 tysięcy dolarów (22-29 tysięcy złotych). Utrzymanie dwóch rodzin pszczelich, które wykonują tę pracę za darmo to wydatek rzędu 90 dolarów (360 złotych). Różnicę płacimy w tym smutnym świecie my, klienci, przy kasie. W Polsce praca pszczół wyceniana jest na 4,1 miliarda złotych. W USA to nawet 15 miliardów dolarów.
To może płatki owsiane na mleku? Ceny mleka poszły w górę, bo utrzymanie krów bez taniej paszy opartej na (zapylanej przez pszczoły) lucernie i koniczynie jest nieopłacalne. To oznacza też, że możemy pożegnać się z klasykami polskiej kuchni - gołąbkami i pierogami ruskimi ze skwarkami. Ze sklepów zniknie też czekolada, lody i pizza. Na śniadanie możemy zjeść coś zbożowego, coś słodkiego (trzcina cukrowa i buraki nie potrzebują zapylania) i ewentualnie kurczaka, ale raczej pieczonego niż smażonego, bo większość roślin olejowych musi być zapylana. Bez pszczół z naszego jadłospisu odpada około 1/3 produktów. Niestety - tych najbardziej odżywczych. Dieta w świecie bez pszczół możne oznaczać nie tylko monotonię posiłków, ale przede wszystkim niedobory witamin i mikroelementów. Problemy ze wzrokiem, skórą, zmęczenie, wypadanie włosów, bezsenność i przewlekłe choroby - to wszystko towarzyszy nam każdego dnia.
Czas na poranną toaletę i wyjście z domu. Po prysznicu (krótkim, bo brak roślin wpływa na niedobory wody) możemy się wytrzeć ręcznikiem ze sztucznego włókna i założyć t-shirt z poliestru. Naturalne tkaniny, takie jak bawełna i len zniknęły z naszych szaf i wnętrz, a te, które zostały, pochodzą z samozapylających się odmian i są słabej jakości. Jeśli chcemy wyskoczyć na wycieczkę za miasto, to będziemy oglądać pustynne krajobrazy - bez dużej części roślin, gleba jest mniej związana i bardziej podatna na wysychanie. Wycieczka nie potrwa długo - przyroda spustynniała, a nasza dieta nie dostarcza nam paliwa wysokiej jakości potrzebnego do długiego wysiłku fizycznego.
Wracamy więc do domu, który prawdę mówiąc, nie jest bardzo przytulny. Obrusy, zasłony i poduszki, których produkcja pochłaniała kiedyś 35 proc. zasobów bawełny na świecie, zostały zastąpione przez poliestrowe dekoracje i ceratę na stole. Z kwiatków w doniczkach zostały nam tylko kaktusy - jeśli zapylimy je własnoręcznie.
Czy ta apokaliptyczna wizja się ziści? Trudno powiedzieć. Na całym świecie populacja pszczół spada na skutek tajemniczego schorzenia, które naukowcy nazwali zespołem masowego ginięcia pszczoły miodnej. Polega on na tym, że pszczoły wylatują z ula i już do niego nie wracają, a pojedyncze osobniki, jako zwierzęta stadne, nie są w stanie przetrwać. Nikt nie wie, jaka jest przyczyna tego schorzenia. Uczeni są zdania, że to raczej kombinacja niekorzystnych czynników: przestawianie się rolnictwa na monokultury, zanieczyszczenie powietrza, stres i w dużej mierze stosowanie pestycydów, zwłaszcza neonikotynoidów. Te związki chemiczne upośledzają u pszczół zdolność znalezienia pożywienia i powrotu do ula. Rok temu korzystania z neonikotynoidów zakazała Unia Europejska, w maju tego roku również Stany Zjednoczone, ale to przecież nie jedyne czynniki, które zabijają pszczoły.
Trzymajmy więc kciuki za pszczoły, uprawiajmy przyjazne pszczołom ogrody, lobbujmy za łąkami kwietnymi w miastach i włączajmy się w dyskusje na tematy mniej popularne ale ważne, takie jak pestycydy i ich działanie. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy musieli przyzwyczaić się do nowego, znacznie mniej wygodnego stylu życia.