ABC mądrego pomagania. Co robić, by twoja pomoc trafiała do tych, którzy naprawdę jej potrzebują

Skuteczna działalność charytatywna wymaga nie tylko wrażliwości, ale i rozsądku. Niestety, na osoby o czułych sercach czyha wiele pułapek. Postanowiliśmy opisać niektóre z nich.

Uwaga na zbiórki "na chore dziecko"

Jedną z popularniejszych (i łatwiejszych) form dobroczynności jest wpłacanie datków na ogłaszane w internecie zbiórki. Apelom o pomoc towarzyszą zwykle historie, obok których trudno przejść obojętnie. Szczególnie jeśli opisują cierpienia najbardziej bezbronnych - dzieci i zwierzaków. 

Zbiórki pieniędzy na rzecz ciężko chorych maluchów lub zwierzaków uratowanych z rąk okrutnych właścicieli, często biją rekordy popularności. Nic zresztą dziwnego. Widok drobnej dziewczynki w plątaninie szpitalnych rurek i przewodów albo trójnogiego kundelka, który z ufnością patrzy w obiektyw, może wzruszyć największego twardziela.

Ale uwaga - na świecie jest wielu oszustów gotowych to wzruszenie wykorzystać.

W 2017 r. głośno było o zbiórce pieniędzy dla walczącego z nowotworem oczu 2,5-rocznego Antosia. Na leczenie chłopca zebrano łącznie pół miliona złotych. Szybko jednak wyszło na jaw, że zbiórkę zorganizował dwudziestoparoletni Michał S., który potrzebował pieniędzy na spłatę długów. Mały Antoś nigdy nie istniał, oszust zmyślił jego tragiczną historię i posłużył się przypadkowym zdjęciem znalezionym w internecie. 

W pomoc "Antosiowi" zaangażowało się łącznie 5,5 tysiąca darczyńców. Wśród nich byli ludzie z pierwszych stron gazet, m.in. Robert i Anna Lewandowscy, którzy na fałszywą operację wpłacili aż 100 tys. zł. Dlaczego to podkreślamy? Bo wielu osobom wydaje się, że zaangażowanie znanych nazwisk w daną akcję jest rękojmią bezpieczeństwa. To naturalne, że czujemy sympatię do ulubionych celebrytów i chcemy im ufać. Jednak pamiętajmy, że gwiazdy też są ludźmi i czasem dają się zmanipulować.

fot.  shutterstock.comfot. shutterstock.com fot. shutterstock.com fot. shutterstock.com

Czy internetowe zrzutki są bezpieczne?

Pół miliona wyłudzonych przez Michała S. "dla Antosia" zostało zebrane głównie za pośrednictwem popularnej platformy crowdfundingowej Zrzutka.pl. Właściciele serwisu wyciągnęli wnioski z afery i postanowili poprawić metody ochrony użytkowników przed oszustami. Teraz przy każdej zbiórce widnieje informacja, czy jej organizator potwierdził swoje dane osobowe oraz czy przedstawił serwisowi wiarygodną dokumentację związaną z jej celem. Jeśli suma wpłat przekroczy 20 tysięcy złotych (50 tysięcy w przypadku kilku zbiórek na ten sam cel), dane te muszą być obowiązkowo uzupełnione, inaczej zebrane pieniądze trafią z powrotem do darczyńców. 

Jeszcze staranniejsze procedury stosuje serwis Siepomaga.pl. Tam zbiórki na rzecz potrzebujących publikowane są dopiero po trzyetapowej weryfikacji, która wymaga m.in. wysłania dokumentacji medycznej i ustalenia kosztorysu, a kończy się rozmową pracownika serwisu z osobą potrzebującą pomocy lub jej opiekunem. Zaufanie budzi też fakt, że platforma prowadzona jest przez organizację pożytku publicznego (dlaczego to istotne wyjaśnimy nieco dalej).

Czy wymienione środki dają stuprocentową ochronę przed naciągaczami? No cóż, tego nie może obiecać chyba nikt, bo pomysłowość przestępców nie zna granic. Wydaje się jednak, że dziś oszustwo Michała S. zostałoby udaremnione lub wykryte bardzo szybko.

Udzielanie pomocy za pośrednictwem wspomnianych serwisów jest z pewnością znacznie bezpieczniejszym rozwiązaniem niż wpłaty na prywatne konta osób, które proszą o wsparcie np. w postach na Facebooku lub na stronach z darmowymi ogłoszeniami. Oczywiście, nie oznacza to, że takie apele piszą wyłącznie oszuści - ich autorzy zazwyczaj naprawdę są w dramatycznie trudnej sytuacji. Mimo wszystko rozsądniejszą formą pomocy będzie skontaktowanie ich z odpowiednią organizacją lub instytucją, która zadba o ich interesy.

Wróćmy jednak do serwisów crowdfundingowych i wspomnijmy o trzecim najpopularniejszym w Polsce serwisie tego typu, czyli Pomagam.pl. Tu warto zachować większą ostrożność, bo obowiązkowej weryfikacji podlega jedynie numer konta organizatora zbiórki. Właściciele platformy piszą, że ich użytkownicy są "społecznością opartą na zasadach wzajemnego zaufania", a darczyńcy muszą samodzielnie ocenić wiarygodność potrzebujących.

Kiedy lepiej nie wrzucać grosika do puszki Nie zapominajmy, że zbierać pieniądze na szczytne cele można nie tylko w internecie, ale także np. kwestując na ulicy. Jeśli podejdzie do ciebie wolontariusz z puszką, pamiętaj, że jego obowiązkiem jest posiadanie identyfikatora z imieniem i nazwiskiem oraz informacją o nazwie, celu kwesty i jej organizatorze, a także numerem zbiórki publicznej. Większość kwestujących nosi taki dokument na smyczce zawieszonej na szyi.

Wolontariusz, który identyfikator "gdzieś zapodział", nie chce go pokazać lub próbuje się wylegitymować listem, certyfikatem lub innym dziwnym dokumentem bez danych o zbiórce to dla ciebie wielki, czerwony znak ostrzegawczy. W zeszłym roku policja ostrzegała przed szajką osób zbierających datki jako wolontariusze Stowarzyszenia Regionalnego Głuchoniemych Dzieci i Inwalidów w Europie (swoją drogą, tu sama kuriozalna nazwa powinna budzić podejrzliwość).

8 marca WOŚP ogłosi wyniki tegorocznej zbiórki8 marca WOŚP ogłosi wyniki tegorocznej zbiórki Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.pl Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta

Fałszywi wolontariusze pojawiają się na ulicach przy okazji każdego finału WOŚP. Na szczęście skala problemu nie jest olbrzymia, ale nie zaszkodzi zachować przezorności. Zwróć uwagę przede wszystkim na dwie rzeczy: czy kwestujący dla WOŚP ma hologram na identyfikatorze oraz czy banderole na jego puszce nie zostały przerwane. Jeśli podejrzewasz, że trafiłeś na oszusta, czym prędzej zgłoś to policji.

Czerwone serduszka WOŚP to symbol znany w całej Polsce. Co jednak zrobić, jeśli nazwa organizatora zbiórki nic ci nie mówi i chcesz się upewnić, że jest godzien zaufania? Rozwiązanie jest proste: wystarczy wpisać ją w wyszukiwarkę na stronie MSWiA http://www.zbiorki.gov.pl. Każda zbiórka prowadzona w miejscu publicznym musi być zgłoszona, opisana i rozliczona - jeśli nie ma jej w bazie, oznacza to, że jest nielegalna. Dzięki stronie możesz sprawdzić również, czy dana organizacja składała na czas sprawozdania ze swoich poprzednich zbiórek.

"Eksperymentalne leczenie w Meksyku"

Jak widać, istnieje wiele rozwiązań pozwalających obronić się przed oszustami. Niestety, czasem polują oni nie na darczyńców, lecz na osoby potrzebująca pomocy. Takie zagrożenie dotyczy m.in. osób z chorobami nowotworowymi. Gdy rokowania są złe, chorzy i ich bliscy łapią się każdej informacji, która daje nadzieję i często zwracają się ku tzw. "alternatywnym metodom leczenia". Niektóre z nich faktycznie mogą przynieść ulgę w chorobie, onkolodzy podkreślają, że nie zastąpią one konwencjonalnej terapii.

W opisach zbiórek na rzecz chorych na raka przewija się często hasło "terapie eksperymentalne". Często kryje się pod nim właśnie wspomniana szarlataneria. Desperację chorych wykorzystuje m.in. meksykańska klinika w Monterray, która reklamuje się jako "ostatnia deska ratunku" dla pacjentów z glejakiem. W rzeczywistości jednak stosuje dość podejrzane techniki, za co inkasuje od pacjentów gigantyczne kwoty. Choć "eksperymentalne terapie" prowadzone są w niej od przeszło 20 lat, lekarze odmawiają publikacji wyników swoich (rzekomo rewolucyjnych) badań. Nie podają nawet danych o tym, ilu pacjentów faktycznie udało się im wyleczyć.

fot.  shutterstock.comfot. shutterstock.com fot. shutterstock.com fot. shutterstock.com

Lepiej wspierać fundacje?

Dobroczynność Polaków to najczęściej odruch serca. Ale choć szybka doraźna pomoc jest często niezbędna, takie podejście do działalności charytatywnej ma swoje ciemne strony. Wielokrotnie zwracała na to uwagę Janina Ochojska.

- Często widzę spontaniczne akcje, bo np. komuś spłonął dom albo ktoś musi być operowany. Sprawa zostaje nagłośniona, na konto rodziny wpływa pomoc. I nagle okazuje się, że ta rodzina dostaje kwotę przekraczającą jej potrzeby, wartość domu czy koszt operacji i leczenia. Gdyby media podawały konto konkretne organizacji - ta mogłaby pomóc i tej rodzinie, i innym potrzebującym - w odpowiedniej skali - mówiła założycielka PAH w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".

Jest coś głęboko satysfakcjonującego w świadomości, że pomogliśmy konkretnej osobie, na którą nagle spadło nieszczęście. Jednak sami często nie zawsze jesteśmy ocenić, komu najbardziej pomogą nasze datki, dlatego warto zaufać wyspecjalizowanym organizacjom.

W tym momencie niektórzy czytelnicy mogą burknąć pod nosem "E tam, ja wolę wiedzieć, na co idą moje pieniądze. A w tych fundacjach nie wiadomo, co z nimi robią". Jeśli jednak zależy nam na jasnych rozliczeniach, wspieranie organizacji pożytku publicznego (OPP) jest lepszym wyborem niż wpłaty np. na internetowe zbiórki.

Nie owijajmy w bawełnę: sam status OPP nie jest gwarantem tego, że dana organizacja jest krystalicznie czysta. W mediach często bywa głośno o nieprawidłowościach, do jakich dochodziło w różnych fundacjach. Pamiętajmy jednak, że wszystkie OPP mają obowiązek co roku składać sprawozdanie ze swoich wydatków i działalności, które każdy może przejrzeć na stronie https://sprawozdaniaopp.niw.gov.pl/. Jest tylko jedno "ale" - wiele fundacji i stowarzyszeń... regularnie zapomina o składaniu tych obowiązkowych sprawozdań. To jednak również jest jakąś informacją na temat ich solidności. 

O OPP przypominamy sobie zwykle przy rozliczaniu PIT-ów. Jeśli poświęciłeś trochę czasu na szukanie organizacji godnej tego, by przekazać jej twój 1%, rozważ zlecenie stałych przelewów na jej konto. Kwota pomocy nie musi być wysoka, ważne, by przychodziła regularnie.

Copyright © Agora SA