Czy szkoła podcina skrzydła dziewczynkom? "Może ugruntowywać u dzieci wszystkie stereotypy wyniesione z domu"

Z przedmiotami ścisłymi kojarzymy głównie chłopców. A dziewczynki? Mają być miłe, pomocne i skromne. O tym, czym jest stereotypowa wizja płci i dlaczego dzieci bywają nierówno traktowane przez nauczycieli, opowiada Jarosław Mirkiewicz, psycholog dziecięcy i psychoterapeuta poznawczo-behawioralny.

Kiedy w grudniu 2018 roku najstarsze i najbardziej kultowe polskie pismo erotyczne wystawiono na sprzedaż, natychmiast je kupiliśmy. W jednym celu: żeby z okazji 8 marca wydać symboliczny, ostatni numer i zacząć dyskusję o stereotypach płciowych i braku edukacji równościowej. Czytaj więcej o ostatnim numerze "Twojego Weekendu" >>

Ewelina Celejewska: Czy szkoła podcina dziewczynkom skrzydła?

Jarosław Mirkiewicz: To dość kategoryczne stwierdzenie. Ja myślę, że szkoła - ujmijmy ją ogólnie, myśląc raczej o systemie edukacji w Polsce, bez rozgraniczania na rodzaje placówek lub ich lokalizację - może raczej ugruntowywać tradycyjnie pojmowane role społeczne związane z płcią. Do tego dochodzi jeszcze jedna ważna rzecz - badania pokazują, że nauczyciele to jedna z najbardziej konserwatywnych światopoglądowo grup zawodowych. Nie powinno więc dziwić, że od chłopca będzie się najczęściej wymagało odwagi i umiejętności pokonywania problemów, a od dziewczynki empatii i dobrego zachowania.

Myślę jednak, że szkoła jest nie tyle czynnikiem krzywdzącym dziewczynki czy powodującym podcięcie skrzydeł, co miejscem potencjalnie mniej je stymulującym w zakresie budowania kompetencji związanych z niestereotypowymi zainteresowaniami, szeroko pojętą otwartością życiową, pewnością siebie. Mówiąc w skrócie, szkoła może ugruntowywać u dzieci wszystkie te stereotypy, które większość z nas wynosi z domu, a więc jaka jest rola kobiety, a jaka mężczyzny. To oczywiście powoli się zmienia, ale raczej w dużych miastach.

Dziewczynka jest dobra z polskiego, ładnie rysuje i zawsze przynosi świadectwo z czerwonym paskiem. Chłopiec trochę rozrabia (można na to jednak przymknąć oko), jest dobry z matmy, a jeśli nie, to na pewno dobrze gra w piłkę i reprezentuje szkołę na zawodach. Tak większość z nas wyobraża sobie przeciętnych uczniów.

Stereotypowo tak to może wyglądać i pewnie często tak właśnie jest.

A dzieci też to wiedzą? I po prostu poddają się temu? Wchodzą w swoje role?

Po pierwsze, takie małe dzieci nie mają świadomości zjawisk, o których teraz mówimy. Dzieci po prostu dorastają w tym kontekście społecznym i najczęściej bez jakiejkolwiek refleksji wchodzą w to.

To źle?

Dzieci potrzebują jakichś znaków, symboli, cech charakterystycznych, które pozwalają im odróżnić się od jednej płci i zidentyfikować z drugą. W sposób naturalny wykorzystują więc to, co im oferuje otoczenie.

Podział na to, co dziewczyńskie i na to, co chłopięce jest w porządku?

Jestem głęboko przekonany, że istnieje potrzeba odrębności świata chłopięcego i dziewczęcego. Oczywiście, możemy się zastanawiać nad tym, czy to powinna być taka odrębność, jaka istnieje dzisiaj. Natomiast sam jestem rodzicem, na co dzień pracuję też z dziećmi i nie mam wątpliwości, że obie płcie potrzebują pewnej swojej identyfikacji i odrębności od drugiej płci. Taka perspektywa, zakładająca, że teraz wszystko mamy zunifikować, będzie więc wbrew naturalnej potrzebie identyfikacji człowieka ze swoją płcią i rówieśnikami.

W dziewczynkach wzmacnia się typowo "kobiece" cechy, jak skromność, wrażliwość, empatia. Jakie może mieć to skutki?

Samo rozwijanie tych cech nie jest niczym złym, bo dzięki temu mamy ludzi, którzy są empatyczni, wrażliwi, mają wysoce rozwiniętą inteligencję emocjonalną, niezbędną do rozwiązywania wielu kryzysów emocjonalnych. Problem jest jednak wtedy, gdy wzmacnianie tych cech staje się głównym nurtem wychowania. Zauważmy jednak, że tutaj potencjalnie "pokrzywdzeni" są także chłopcy. Oni przecież są często mniej stymulowani w kwestiach wyrażania czy przeżywania emocji, od nich się nie wymaga aż takiej serdeczności, empatii, pobłażliwości.. Ta tendencyjność dotyka więc obie płcie. Doświadczają często nadmiaru rozwoju jednego obszaru swoich kompetencji, a w innym mają niedobór.

Trzymając się dalej tych stereotypów - to od chłopców oczekuje się sukcesów w sporcie, zdolności analitycznych. Przedmioty ścisłe uznawane są za bardziej "chłopięce". Czym to może skutkować?

Tym, że nauczyciel, który myśli stereotypowo, może mieć trudność aby dostrzec talent u swojej wybitnej uczennicy, jeśli nie jest ona na tyle wyrazista w swym zachowaniu, by zwrócić na siebie uwagę. Przypomniało mi się takie ciekawe badanie sprzed wielu lat. Psychologowie wybrali się do przedszkola, przeprowadzili specjalne testy i na podstawie wyników podzielili dzieci na dwie grupy: dzieci mniej i bardziej inteligentne. Informacje przekazali nauczycielom. Po roku wrócili do placówki, znów zbadali dzieci i okazało się, że grupa bardziej inteligentna ma w dalszym ciągu lepsze wyniki, a grupa mniej inteligentna  gorsze. Przy czym przy pierwszym pomiarze wszystkie dzieci miały ten sam wynik.

To była czysta manipulacja - dzieci losowo przydzielono do obydwu grup. Chciano sprawdzić, jak taka wiedza wpłynie na podejście nauczycieli do wychowanków. Kiedy nauczyciele wiedzieli, że dane dzieci mają większy potencjał, poświęcali im więcej uwagi, dawali trudniejsze zadania i w efekcie doprowadzili do tego, że dzieci te miały później lepsze wyniki.

Nasuwa się wniosek, że drugą grupę po prostu skreślili. Nauczyciele odgrywają więc niezwykle ważną rolę.

Może nie tyle skreślili, ile skupili się bardziej na dzieciach, co do których myśleli, że mają większy potencjał. Pamiętajmy, że my wszyscy kierujemy się pewnymi stereotypami. Można mówić, że nie, ale prawda jest inna i psychologia społeczna dostarcza w tym zakresie wielu przekonujących argumentów. Warto mieć też na uwadze, że stereotypy nie są  jedynie złe, jak niektórym się wydaje. Umysł człowieka po prostu tak funkcjonuje - kategoryzuje rzeczywistość i dzięki temu jest nam łatwiej odnaleźć się w świecie, który jest złożony, wieloznaczny.

"Ruda - wredna", "facet - świnia". Miłosz Brzeziński tłumaczy w "Twoim Weekendzie", dlaczego używamy stereotypów [FELIETON] >>

Każdy z nas kieruje się w życiu stereotypami (te mogą się oczywiście nieco różnić), ale nie każdy się nad tym zastanawia, analizuje je. I tu się rodzi problem. Chodzi o to, by mieć w sobie gotowość i otwartość na to, by doświadczać rzeczywistości spoza tych oczywistych przekonań, które się ma w głowie. Nauczyciele też kierują się stereotypami, ale jeśli w ich głowach pojawi się refleksja i świadomość, że faktycznie tak jest i to może nie być dobre, będzie im łatwiej poszerzyć swoje spektrum widzenia rzeczywistości i przekręcić reflektor w miejsca społecznie mniej oczywiste, np. na to, że dziewczynka może być wybitnie uzdolniona z chemii.

Współczesna polska szkoła ma jeszcze dużo do zrobienia?

Zdecydowanie za mało stymuluje i zachęca do rozszerzania wszystkich kompetencji. W polskiej szkole przede wszystkim istnieje problem radzenia sobie z szeroko rozumianą innością i odmiennością. Najlepiej, żeby wszystko mieściło się w normie - także  tej tworzonej przez stereotypy. Wydaje mi się, że w małych miejscowościach zjawisko, o którym teraz mówimy, może w niewielkim stopniu istnieć w świadomości społecznej. W dodatku w mniejszych ośrodkach, jeśli nawet nauczyciel nie odkryje talentu dziecka, ale widzą go rodzice, trudno jest znaleźć zajęcia dodatkowe, na których dziecko mogłoby swoje zdolności rozwijać, bądź też wykracza to poza możliwości finansowe rodziny. O ile jeszcze dziewczynka ewidentnie wyróżniająca się na tle grupy, która nie jest skazana na kompletne niezauważenie, ma szanse rozwoju swojego talentu, tak już mniej przebojowe i pewne siebie dzieci będą traktowane przez nauczyciela na równi.

Myślę, że wiele mogłoby się też zmienić, gdyby rodzice nauczyli swoje dzieci walczyć o swoje np. w szkole. Łatwo przecież powiedzieć, że nauczyciel jest zły albo umniejsza zdolności mojego dziecka.

Style rodzicielskie też są niezwykle ważne. Jeśli uczymy dziecko, jak walczyć o swoje i wychodzić z inicjatywą, będzie mu zdecydowanie łatwiej. Jest to sprawa fundamentalna. Rodzice mają tu więcej do zrobienia niż szkoła. Ale widzę, że i w tej kwestii dużo się zmienia. Dziewczynki chodzą na judo, piłkę nożną, kółka matematyczne. Oczywiście najbardziej widać to w dużych miastach.

Jednak pamiętamy, że kwestia budowania pewności siebie też jest bardzo typowa w przypadku chłopców. A w przypadku dziewczynek to najbliższe otoczenie jest nastawione na to, by emocjonalnie harmonizowały z otoczeniem. Żeby w jej towarzystwie wszyscy czuli się dobrze, komfortowo. Rodzice często nie chcą, żeby dziewczynka ryzykowała jakimś dysonansem, bo np. wyrwie się z odpowiedzią, a ktoś inny nie zdąży. Chłopcy są bardziej stymulowani, by forsować swoje zdanie i pomysły (czasem kosztem innych, jak to jest w rywalizacji), dziewczynki są rozwijane w kierunku rozumienia emocji innych, ich potrzeb i opinii.

Trudno więc będzie z tym walczyć.

Nie uciekniemy od różnicowania - zależy mi, żeby to podkreślić. Te dziewczynki i ci chłopcy potrzebują pewnych swoich identyfikacji, poczucia przynależności i odróżnienia się od drugiej płci. Powinniśmy więc dążyć do zwiększenia świadomości wśród rodziców i nauczycieli na temat zjawiska nierównowagi w stymulacji dzieci. Należy rozwijać pewną fundamentalną wartość, którą jest otwartość poznawcza na rzeczy spoza stereotypów, poglądów i wyobrażeń. Wielkim wyzwaniem jest już sama próba zrozumienia tego, co ma się w głowie, a każdy z nas ma.

Dziękuję za rozmowę.

Copyright © Agora SA