Dzieci mają głos! Zapytałam maluchy, co sądzą o współczesnym świecie

"Dzieci najuważniej słuchają, kiedy mówi się nie do nich" - powiedziała niegdyś amerykańska działaczka na rzecz praw człowieka, Eleonora Roosevelt i trudno się z nią nie zgodzić. Wie o tym każdy rodzic, opiekun i wychowawca. Dzieci nieustanne reagują na różne bodźce, obserwują, słuchają, analizują i przetwarzają informacje. A to, czego można się od nich dowiedzieć, wprawia czasem w osłupienie.

Nie dalej jak pięć dni temu wybrałam się z moim 5-letnim synem na lody do kawiarni. Siedzieliśmy na dworze i korzystaliśmy z wolnego, leniwego popołudnia. Gdy po jedzeniu ogłosiłam, że czas wracać do domu, mój syn tak szybko wstał z drewnianego leżaka, że ten złożył się, przytrzaskując jego malutki paluszek (wskazujący u lewej ręki, a chłopak jest leworęczny). Nie muszę tłumaczyć, jaki płacz temu towarzyszył. Była krew i morze łez. Płacz dopiero po 20 minutach zamienił się w pochlipywanie. I wtedy mój syn powiedział: "Mamo, jakie to szczęście, że ja zdążyłem zjeść tego loda!".  Ot, takie szczęście w nieszczęściu. W naszych oczach? Żadne pocieszenie. W oczach dziecka? Wielkie szczęście i niesamowity fart.

I wtedy pomyślałam sobie, jakie to smutne, że wraz z wiekiem tracimy tę cudowną umiejętność radowania się z drobiazgów. Że deszcz padał i można skakać po kałużach. Że lody były smaczne. Że w weekend można dłużej pospać. Że ktoś chce z nami spędzić czas, pobawić się, pośmiać.

"Uwaga, trwa przetwarzanie informacji"

Jakiś czas temu w internecie pojawiło się zdjęcie kartki z informacją dla rodziców, która została ponoć wywieszona w jakimś przedszkolu. Tekst brzmiał mniej więcej tak: "Rodzicu, nie wierz we wszystko, co dzieci mówią na nasz temat, a my obiecujemy, że nie będziemy wierzyć we wszystko, co mówią o was".

Fakt, można się czasem spocić, gdy się posłucha takich przedszkolaków. I choć wiele podpowiada im fantazja, często mają one bardzo trafne spostrzeżenia. A to dlatego, że dzieciaki są absolutnie szczere. Są też doskonałymi obserwatorami i mają bardzo dobrą pamięć.

Przywołując słowa Eleonory Roosevelt - najuważniej słuchają, gdy mówimy nie do nich, warto mieć się na baczności.  Co dzieje się dalej z tymi wszystkimi informacjami, które do nich docierają? Ano powstają wnioski. Różne - czasem zabawne, czasem wzruszające, a czasem smutne. Naszą rolą (rodziców, dorosłych) jest słuchanie. I tak oto postanowiłam wypytać kilku zaprzyjaźnionych przedszkolaków, co myślą o dorosłych, o życiu i o otaczającym świecie.

Rodzice muszą zarabiać "pieniędze"

Życie takiego przedszkolaka dzieli się na czas w domu i na czas w przedszkolu. Gdy rodzic musi iść do pracy, dziecko idzie do przedszkola. O tym wiedział każdy maluch, z którym rozmawiałam. Zdania nieco się różniły, gdy zapytałam, po co dorośli w ogóle chodzą do pracy. - Muszą zarabiać pieniędze - powiedział mi 5-letni Wojtuś, a jego rówieśniczka Zosia szybko dodała, że "pieniądze są ważne, bo za nie kupuje się zabawki, jedzenie i meble, a jak ich zabraknie to trzeba iść do bankomatu i wziąć".

Skąd w bankomacie biorą się pieniądze i na jakiej zasadzie rodzice mogą je pobierać, to już było dla nich za trudne. "No idzie się i są". Powiedziano mi również, że "dorośli chodzą do pracy po to, żeby nie siedzieć w domu i się nie nudzić". Czasem chodzą też dlatego, że "szef każe pracować" lub "trzeba spłacić kredyt".

Dowiedziałam się natomiast, które zawody to "ciężka praca", a które to "zwykła praca". Policjant, strażak i elektryk (!) ma niebezpieczną pracę. Ciężko pracują też ludzie na budowie. Spokojna praca to ta w sklepie i w przedszkolu ("bo można się cały dzień bawić zabawkami").

Niestety usłyszałam również, że dzieci nie chciałyby w przyszłości być ani kucharzami, ani kierowcami taksówek ("bo stoi się w korkach i jest nudno"). Lekarzami też nie, "bo robią krzywdę i operacje na mózgu" - powiedziała mi 4,5-letnia Basia. "Adwokat" nie wywołał żadnej reakcji, za to "aktor" wzbudził zachwyt. - Gra się w filmach i rozdaje autografy - powiedziała Ania, a Piotrek dodał, że ma się dużo pieniędzy. Pieniądze ewidentnie są istotne.

A politycy? Co robią politycy? "Występują w telewizji, ale nie mówią nic ciekawego".

Ach ten dziecięcy uśmiech

Ogromną trudność sprawiło dzieciom odpowiedzenie na pytanie, co je uszczęśliwia. Pierwsze, spontaniczne odpowiedzi dotyczyły jazdy na rowerze (naprawdę wolą to od zabawy tabletem), gadających lalek, najnowszych zestawów klocków, dinozaurów i szeroko rozumianych prezentów. Dopiero po dłuższej pogawędce udało mi się wyciągnąć coś więcej.

- Lubię, gdy rodzice w sobotę nie pracują - powiedział 5-letni Krzyś, a Klara wyznała, że "lubi recytować wierszyki i gdy rodzice biją brawo". Julka powiedziała natomiast, że jest szczęśliwa, "gdy mama wieczorem czyta jej bajkę i robi łaskotki". Pojawiły się też takie stwierdzenia jak: "lubię, gdy mama się śmieje", "lubię opiekować się moim psem i wyprowadzać go na spacer" oraz "jestem szczęśliwa, gdy jedziemy razem na wycieczkę".

Oddajmy głos dzieciom

Mówi się, że "dzieci i ryby głosu nie mają". Ci, którzy tak twierdzą, powinni mieć swoje miejsce w piekle, bowiem dzieci mają wiele ciekawych spostrzeżeń i naprawdę warto ich posłuchać. Nie komplikują, nie zakłamują rzeczywistości, nie postępują według stereotypów, a przede wszystkim chcą czerpać z życia jak najwięcej frajdy.  

Pytanie: "Jakich rad udzieliłbyś swoim rodzicom?" było dla moich przedszkolaków bardzo łatwe. Chcecie się pośmiać? Proszę bardzo! - Nie jedz chipsów, skoro mówisz mi, że są niezdrowe - powiedziała jedna dziewczynka. Druga wyznała, że "rodzice nie powinni oglądać bajek animowanych i jeść cukierków, bo nie są dziećmi". Usłyszałam również, że "zabawy rodziców są obrzydliwe".

6-letni Krzyś powiedział natomiast, że "rodzice powinni mniej rozmawiać przez telefon i patrzeć w komputer". Dowiedziałam się również, że za rzadko się śmiejemy i często zabraniamy fajnych rzeczy, jak chodzenie po drzewach i jedzenie rękami. Najbardziej jednak w pamięci utkwiła mi wypowiedź 5-letniej Klary, która powiedziała, że "rodzice nie powinni tyle krzyczeć".

Trzeba wierzyć w siebie

W zeszłym roku mój syn dostał od Mikołaja klocki - model czołgu. Sam chciał. Problem w tym, że model składał się z pięciuset, drobnych elementów, a instrukcja zawierała kilkadziesiąt stron, co znacznie wykraczało poza jego ówczesne możliwości. Chcąc nie chcąc musiałam ten czołg składać. Już na czwartej stronie miałam problem, ponieważ:

a) Nie znoszę układać klocków, b) Średnio ogarniam budowę czołgu, c) Mam dość długie paznokcie, co znacznie utrudnia takie manualne prace.

Fakt, powiedziałam, że się poddaję. Że sorry, ale czołg poczeka aż obdarowany podrośnie. I wtedy usłyszałam: - Mamo, musisz uwierzyć w siebie, a wtedy na pewno ci się uda. Ja raz nie wierzyłem w siebie i przegrałem w Memory. Trzeba wierzyć w siebie.

Pewnie gdzieś to usłyszał. Śmiem twierdzić, że nawet ode mnie.

Złożyłam ten czołg. Warto posłuchać dziecka, naprawdę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.