Bez miodu, lodów, dżinsów. Jak wyglądałby świat bez pszczół?

W animowanym "Filmie o pszczołach" sprzed równo dekady pasiasty bohater wywalczył na drodze sądowej autonomię dla swego gatunku. W efekcie splajtowały korporacje handlujące miodem oraz branża florystyczna. Czysta fantazja?

Wytoczenie procesu przez pszczoły oczywiście nam nie grozi. Ale świat bez tych owadów przypominałby znacznie bardziej ponurą dystopię niż w hollywoodzkiej bajce. I nawet, jeśli najczarniejsze wizje wciąż pozostają w sferze spekulacji, kryzys w pszczelarstwie bynajmniej nie jest nierealnym scenariuszem.

W ostatnich latach m.in. w USA i w krajach Europy Zachodniej notuje się bezprecedensowy spadek populacji pszczół miodnych, zapylających blisko jedną trzecią światowych upraw.

Pestycydy, choroby pasożytnicze, zmiany klimatyczne, zanieczyszczenie środowiska - pszczoły chorują lub umierają z rozmaitych powodów. Specjaliści od dłuższego czasu biją na alarm.

Dramat krów, dzieci i hipsterów

Przyjmijmy teraz hipotetycznie najgorszy scenariusz, w którym popularne błonkówki znikają z powierzchni Ziemi i wyobraźmy sobie konsekwencje w ciągu przyczynowo-skutkowym.

Wyginięcie pszczół w pierwszej kolejności powoduje oczywiście plajtę pszczelarzy. Bez komercyjnych pszczelarzy i dzikich pszczół nie radzą sobie rolnicy i sadownicy; kolejne owoce i warzywa pozbawione naturalnych pyłków umierają lub ogromnie drożeją. Mówimy tu m.in. o jabłkach, wiśniach, jagodach, ogórkach, dyniach czy brokułach. Zapomnijcie też o wyszukanych śniadaniach z awokado, drodzy hipsterzy.

W świecie bez pszczół większość warzyw będzie zawrotnie drogaW świecie bez pszczół większość warzyw będzie zawrotnie droga Fot. Ed Gregory/Pexels.com Fot. Ed Gregory/Pexels.com

Bez zapylania nie może się również obyć dwie trzecie sadów migdałowców, zatem drastycznie spadają także zbiory migdałów. Tym samym tracimy smaczną przekąskę oraz cenny dodatek do ciast i płatków zbożowych. Ale to nie wszystko. Migdały są cennym składnikiem pasz dla krów, więc pozbawione części pokarmu zwierzęta dają mniej mleka, co w znacznym stopniu rzutuje na przemyśle mleczarskim. Niebotycznie drożeje cały nabiał - sery, jogurty, a nawet ukochane lody. O rozpaczy dzieci z tego ostatniego powodu nawet nie ma co wspominać.

Bez pszczół znikają też pastwiska lucerny, zbieranej na całym świecie jako siano do karmienia bydła. Krowy głodują, niektóre wręcz zagładzają się na śmierć, cena wołowiny szybuje w górę w zastraszającym tempie.

Wreszcie sam uwielbiany pod każdą szerokością geograficzną i w każdej grupie wiekowej miód. Nie ma komu zapylać koniczyny, która stanowi kluczowy składnik pszczelej diety, zatem nie trzeba nawet batalii sądowej znanej z "Filmu o pszczołach", by producenci cennego produktu spożywczego i leczniczego splajtowali. Kłopoty nie omijają także branży kosmetycznej, która używa miodu jako środka nawilżającego w kremach, mydłach czy szamponach.

W tarapatach znajdują się również nasiona oleiste, zależne bezpośrednio od pszczelarstwa bądź czerpiące z niego wymierne korzyści, jak bawełna, słonecznik, orzech kokosowy, orzech ziemny, olej palmowy. W efekcie przynajmniej o połowę spada światowe spożycie tłuszczu i oleju.

Rzecz jasna, bawełna to nie tylko nasiona. Roślina zaspokaja ok. 35 proc. światowego zużycia włókien. Bez bawełny zabraknie nam odzieży, obuwia i artykułów gospodarstwa domowego, w tym materacy, ręczników, a nawet papieru do drukarki wysokiej jakości. Klasyczne dżinsy osiągną horrendalne ceny.

Straszne to wszystko, prawda? Cóż, przynajmniej świnie nie ucierpią. Podobnie jak pszenica, ryż i kukurydza, zależne głównie od zapylania wiatrów, a od pszczelarstwa w małym stopniu. Dieta człowieka przyszłości będzie zatem bogata w wieprzowinę i pieczywo ziarniste o wysokim stopniu kaloryczności. Dość marne to pocieszenie.

Polska weterynaria przespała problem

Co robi polski rząd, żeby taki czarny scenariusz się nie ziścił? W lutym minister rolnictwa  Krzysztof Jurgiel, wespół z działaczami Polskiego Związku Pszczelarskiego zadecydował o powołaniu zespołu doradczego ds. pszczelarstwa. 

Środowisko rolnicze oczekiwało, że komórka pomoże rozstrzygnąć sporną kwestię zakazanych przez Komisję Europejską neonikotynoidów, preparatów chroniących rzepak, ale zabójczych dla pszczół. Ostatecznie jednak zespół doradczy nie powstał. Waldemar Kudła, prezydent Polskiego Związku Pszczelarskiego, nie chciał mówić przez telefon o powodach zarzucenia inicjatywy; poprosił o przesłanie pytań mailem, na którego również nie odpowiedział.

- Projekt upadł, bo nie ma specjalistów - zauważa w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" lekarz weterynarii Mariusz Krawczyński z sochaczewskiego oddziału Centrum Zdrowia Pszczół. - Jest raptem paru weterynarzy pszczół na całą Polskę, tak że minister rolnictwa nawet nie bardzo ma komu pomagać. Nie ma personelu, nie ma pomysłu, jest tylko rzucanie słów na wiatr. Same pieniądze sprawy doraźnie nie załatwią, to jest kwestia do rozsądnego rozplanowania na lata - dodaje.

Jak Polska chroni pszczoły?Jak Polska chroni pszczoły? Fot. Pexels.com Fot. Pexels.com

Krawczyński cztery lata temu wrócił do Polski z Niemiec, gdzie w dużej lecznicy w Dortmundzie leczył ptaki i pszczoły. Tym samym zajmuje się teraz w Sochaczewie, prowadząc jedyny taki gabinet specjalistyczny na Mazowszu. - Mam niemiecką specjalizację lekarską z chorób drobiu - opowiada doktor - i chciałem się zapisać w Polsce na specjalizację z pszczół. Mieliśmy mieć dofinansowanie z Ministerstwa Rolnictwa, ale ostatecznie nam odwołali tę specjalizację, bo były dwie osoby chętne z całej Polski.

Główny Inspektorat Weterynarii teoretycznie pochyla się nad problemem, ale zdaniem Krawczyńskiego to tylko pozorne ruchy. - Nawet służby, które chciałyby coś zrobić w dobrej wierze dla tych pszczół, nie znają ich podstawowych chorób. Wiedzą tyle, że pszczoły żądlą. Pszczelarze się z tego śmieją - ktoś przyszedł leczyć pszczoły i boi się zajrzeć do ula. Nasi rodzimi weterynarze nie mają doświadczenia z pszczołami, bo zajmują się głównie leczeniem psów i kotów. Nikt nic nie wie, trzeba by było jakieś spotkania robić, edukować tych ludzi. Każdy z pięciu-sześciu polskich specjalistów od pszczół musiałby teraz rzucić praktykę i uczyć innych, co jest po prostu niewykonalne - denerwuje się lekarz.

- Żadna uczelnia w Polsce nie jest w stanie zrobić specjalizacji dla lekarzy weterynarii, bo kadrze można dziś co najwyżej znicze na 1 listopada zapalić. Polska weterynaria przespała problem. To jest patowa sytuacja, gdzieś tam jeszcze paru profesorów zostało, ale generalnie specjaliści poumierali, zabrali do trumien całą wiedzę, a następców nie widać - dodaje.

Nadzieja umiera ostatnia

Doktor Krawczyński nie podziela jednak wizji pszczelej apokalipsy. - Myślę, że mimo wszystko perspektywa świata bez pszczół jest nierealna, aczkolwiek zachowuję w tym względzie ostrożny optymizm. Sprawy absolutnie nie wolno bagatelizować. I z całą pewnością w lepszej sytuacji są nasi zachodni sąsiedzi, Niemcy czy Francja, gdzie ludzie są bardziej wyedukowani i panuje wręcz moda na pszczoły. Powstają koła pszczelarskie, odbywają się sympozja weterynaryjne w tym temacie, festyny pszczelarskie, i to wszystko po wielu latach zaczyna odżywać - uspokaja lekarz.

Jednak świadomość obywatelska wzrasta także i u nas. Mozolnie, ale zawsze. Blisko 120 tys. pszczół zostało zaadoptowanych w akcji Greenpeace Polska i mimo że inicjatywa już się zakończyła, stowarzyszenie nadal zachęca do wpłacania środków celem ochrony pszczół. Bo choć nie można już się pochwalić na Facebooku przygarnięciem pszczoły, wciąż można realnie pomóc.

Pomaganie pszczołom staje się modnePomaganie pszczołom staje się modne Fot. Pexels.com Fot. Pexels.com

- Pszczoły na szczęście stają się coraz bardziej modne - potwierdza Krawczyński. - Weterynaria zwierząt gospodarskich jest trochę na wymarciu, bo weterynarze migrują do miast, aby leczyć psy i koty, ale jest też druga grupa ludzi, którzy przenoszą się z miast do domów jednorodzinnych na przedmieściach i wsiach. A tam: ogródek, kwiatuszki, jakiś kolorowy ul - coraz częściej się z tym spotykam.

Kluczowe pozostaje jednak wykształcenie nowego pokolenia specjalistów i zbudowanie, właściwie od podstaw, całej struktury lecznictwa pszczelarskiego. - Kiedy po powrocie z Niemiec otwierałem tę przychodnię dla ptaków i pszczół, nie mogłem liczyć na niczyją pomoc. Sam musiałem wszelkie diagnostyki porobić, zagospodarować laboratorium. Zresztą część tych bardziej skomplikowanych badań do tej pory wysyłam na Wydział Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu w Lipsku - załamuje ręce Krawczyński. - W Polsce nie ma nie literalnie nic, jesteśmy okropnie zacofani w stosunku do Europy Zachodniej, choć ostatnio rzeczywiście jakby coś drgnęło, można zaobserwować modę na pszczoły i u nas. Zatem jeśli dobrze pójdzie, to za 20-30 lat sytuacja wróci do normy.

Copyright © Agora SA